FC Barcelona wydała oficjalny komunikat w sprawie Roberta Lewandowskiego. Kapitan reprezentacji Polski doznał naderwania mięśnia dwugłowego uda w lewej nodze. Klub poinformował, że czas jego absencji zależeć będzie od przebiegu rehabilitacji, jednak wszystko wskazuje na to, że napastnik nie wróci na boisko wcześniej niż za trzy tygodnie.
Kolejny uraz i niepokojąca tendencja
Lewandowski miał problemy mięśniowe już wiosną, a obecny uraz to trzeci tego typu przypadek od kwietnia i piąty od połowy 2024 roku. Według doniesień WP SportoweFakty kontuzja ma charakter przeciążeniowy. Jak tłumaczył fizjoterapeuta dr Krzysztof Jamka, powtarzające się mikro-uszkodzenia mogą wskazywać, że organizm 37-letniego zawodnika zaczyna reagować na wieloletnie obciążenia. – „To nie są urazy mechaniczne, tylko wynikające ze zmęczenia. Ciało daje sygnał, że czas zwolnić tempo” – mówił ekspert.
Trudno nie zauważyć, że problemy zdrowotne Polaka pojawiają się coraz częściej, a przerwy w grze zaczynają wpływać na jego pozycję w zespole. W tym sezonie Lewandowski rzadziej wychodzi w podstawowym składzie i częściej zaczyna mecze na ławce. W dziewięciu spotkaniach na wszystkich frontach zdobył cztery bramki, spędzając na boisku 431 minut – wynik daleki od standardów, do jakich przyzwyczaił kibiców.
Sygnał ostrzegawczy dla Barcelony
Dla „Dumy Katalonii” to nie tylko problem sportowy, ale też organizacyjny. Lewandowski jest jednym z liderów drużyny i wciąż kluczowym punktem ofensywy, mimo że jego rola w zespole Xaviego stopniowo się zmienia. Klub nie podał oficjalnej prognozy powrotu do gry, ale w Barcelonie panuje ostrożność – po serii podobnych urazów ryzyko nawrotu jest realne.
Polski napastnik wziął udział w ostatnim zgrupowaniu reprezentacji, gdzie wystąpił w meczu eliminacyjnym z Litwą i zdobył bramkę po podaniu Sebastiana Szymańskiego. Po powrocie do Hiszpanii dolegliwości się nasiliły, co ostatecznie doprowadziło do diagnozy.
Kontrakt Lewandowskiego z Barceloną obowiązuje do czerwca 2026 roku, ale jego obecna forma i częstotliwość urazów stawiają pytania o dalszą przyszłość zawodnika. Bo choć wciąż jest symbolem profesjonalizmu i sportowej dyscypliny, nawet najlepiej przygotowany organizm ma swoje granice – i wydaje się, że Robert właśnie się o nie ociera.