To był wieczór pełen emocji, bramek i frustracji. GKS Katowice rozgromił Motor Lublin 5:2 w meczu PKO BP Ekstraklasy, odrywając się od strefy spadkowej i jednocześnie pogrążając rywala w coraz głębszym kryzysie. Spotkanie przy Al. Zygmuntowskich miało być dla lublinian okazją do przełamania – skończyło się jednak katastrofą, po której posada Mateusza Stolarskiego wisi na włosku.
Katowice bez litości, Lublin bez planu
Początek meczu to zimny prysznic dla gospodarzy. Już w 9. minucie Borja Galan głową otworzył wynik, a chwilę później pechowy gol samobójczy Arkadiusza Najemskiego dał GKS-owi prowadzenie 2:0. Motor, choć wyraźnie zaskoczony, zdołał się podnieść. Dwa trafienia Karola Czubaka w odstępie kilku minut przywróciły nadzieję i sprawiły, że trybuny znów uwierzyły w korzystny rezultat. Wydawało się, że mecz może jeszcze nabrać rumieńców, ale los szybko wystawił gospodarzom rachunek – czerwona kartka dla Jakuba Łabojki tuż przed przerwą zmieniła układ sił.
Zrelak i Szkurin rozmontowali Motor
Po zmianie stron GKS znów przejął inicjatywę. W 47. minucie Adam Zrelak wykorzystał dośrodkowanie Bartosza Nowaka i ponownie wyprowadził gości na prowadzenie. Od tego momentu gra Motoru całkowicie się posypała. Katowiczanie dominowali w każdym fragmencie boiska, a Białorusin Ilia Szkurin dopełnił dzieła – najpierw trafił w 73. minucie po indywidualnej akcji, a kilka minut później ustalił wynik na 5:2.
Widmo zmian w Lublinie
Motor Lublin nie wygrał od końca sierpnia, a kolejne porażki coraz wyraźniej podkopują zaufanie do Mateusza Stolarskiego. Zespół, który jeszcze kilka miesięcy temu imponował ambicją, dziś wygląda na pozbawiony pomysłu i pewności siebie. Po takim meczu trudno mówić o przypadku – to już sygnał alarmowy. W klubie nikt oficjalnie nie mówi o zwolnieniu trenera, ale pytanie o przyszłość Stolarskiego zdaje się nieuchronne.